Loading...
Larger font
Smaller font
Copy
Print
Contents
Świadectwa dla zboru II - Contents
  • Results
  • Related
  • Featured
No results found for: "".
  • Weighted Relevancy
  • Content Sequence
  • Relevancy
  • Earliest First
  • Latest First
    Larger font
    Smaller font
    Copy
    Print
    Contents

    Rozdział 1 — Zarys doświadczeń

    Od 7. lutego 1868 do 20. maja 1868

    Następnie, kiedy powróciliśmy do domu, przestaliśmy odczuwać pełne zmęczenie będące skutkami podróżowania i pracy, które odczuliśmy bardzo dotkliwie. Tak wyczerpującą była nasza praca w podróży misyjnej na Wschodzie. Wielu ludzi nakłaniało mnie w listach bym opisała to co im przekazałam, mianowicie o tym, jakie dał mi Pan poselstwo dla nich. Było także wielu innych, do których nie mówiłam, a których sprawy były również ważne i pilne. Ale przy takim zmęczeniu zadanie napisania tylu listów wydawało się być ponad moje siły. Ogarnęło mnie zniechęcenie i przez kilka dni pozostawałam w takim stanie osłabienia często się modląc. W takim stanie ducha i ciała zastanawiałam się nad moim obowiązkiem, czy tyle pisać do tylu ludzi, chociaż niektórzy są tego niegodni? Wydawało mi się że w tym tkwi gdzieś błąd.S2 10.1

    Wieczorem 5. lutego br. Andrews przemawiał do zgromadzonych w naszym domu modlitwy. Ale większą część tego wieczoru byłam w omdleniu, słaba, podtrzymywana przez mego męża. Gdy brat Andrews powrócił ze spotkania, wspólnie modlili się za mnie i odczułam pewną ulgę. Tej samej nocy dobrze spałam a rano — chociaż osłabiona — odczuwałam cudowną ulgę i zachęcenie. Śniło mi się że jakaś osoba przyniosła mi białą tkaninę i mówiła abym ją skroiła na ubiory dla ludzi o różnym wzroście, charakterach i sytuacjach życiowych. Powiedziano mi abym je skroiła i zostawiła gotowe do szycia kiedy nadejdzie czas. Miałam wrażenie że wielu ludzi, dla których mam kroić ubiory, nie są tego godni, wtedy zapytałam czy to jest ostatnia sztuka, którą mam kroić. Powiedziano mi że nie, że jak tylko ta pierwsza będzie gotowa, otrzymam następną do skrojenia. Poczułam się zniechęcona ilością pracy, którą miałam przed sobą i powiedziałam że już od ponad dwudziestu lat zajmowałam się krojeniem ubiorów dla innych, i że moja praca dla innych nie została doceniona, ani nie zauważyłam, żeby praca moja uczyniła jakieś dobro. Rozmawiałam z osobą, która przyniosła mi tkaninę dla jednej kobiety, której miałam skroić ubiór. Stwierdziłam że ona nie będzie doceniać tego ubioru i że będzie to stratą czasu kiedy szatę tę otrzyma. Była to bardzo biedna osoba o niskim intelekcie, niedbała i wkrótce zabrudziłaby ten ubiór.S2 10.2

    Osoba ta odpowiedziała: “Skrój ubiór, to twój obowiązek. Strata nie będzie twoja lecz moja, Bóg widzi inaczej niż człowiek. On rozdziela pracę, którą chce mieć wykonaną, a ty nie przeczuwasz, która się rozwinie, ta czy inna. Okaże się że wiele takich biednych dusz odziedziczy królestwo podczas gdy inni obdarzeni wszelkimi błogosławieństwami życia o wysokim intelekcie i przyjemnej aparycji, które dają im przewagę w rozwoju, nie dostąpią królestwa. Okaże się że te biedne dusze dorosły do słabego światła, które widziały i rozwinęły się przez te ograniczone środki, które były w ich zasięgu, żyły o wiele bardziej przyzwoicie od innych obdarzonych pełnym światłem i wystarczającymi środkami rozwoju”.S2 11.1

    Wówczas podniosłam ręce zdrętwiałe od ciągłej pracy z nożycami i powiedziałam że chciałabym się wycofać od takiego rodzaju pracy. Osoba ta znowu powtórzyła:S2 11.2

    “Krój ubiory. Twoje uwolnienie jeszcze nie nastąpiło”. Z uczuciem wielkiego zmęczenia powstałam aby zająć się pracą. Przede mną leżały nowe błyszczące nożyce, których zaczęłam używać. Nagle opuściło mnie uczucie zmęczenia i zniechęcenia, wydawało się że nożyce tną bez najmniejszego wysiłku i kroiłam ubiór za ubiorem ze znaczną łatwością.S2 11.3

    Z tym pokrzepieniem, które mi dał ten sen, natychmiast zdecydowałam się towarzyszyć mojemu mężowi i bratu Andrews do Gratiot, Saginaw i powiatów Tuskola, a zaufanie w Pana dodało mi siły do pracy. Tak więc, siódmego lutego pozostawiliśmy nasz dom i przejechaliśmy pięćdziesiąt pięć mil na nasze spotkanie w Alma. Tu pracowałam jak zwykłe w dużym stopniu wolna i silna. Przyjaciele w powiecie Gratiot słuchali z zainteresowaniem lecz wielu z nich zaniedbywało się w reformie zdrowia i generalnym przygotowaniu do dzieła Bożego. Wydawało się iż wśród tych ludzi był brak porządku i sprawności potrzebnych do rozwoju pracy i ducha poselstwa. Brat Andrews odwiedził ich trzy tygodnie później i spędził tam z nimi dobry sezon. Nie pominę tego co było dla mnie zachęcajace, że jedno z moich bardzo celowych świadectw, które napisałam do jednej rodziny, zostało przyjęte dla dobra ludzi, do których było zaadresowane. Nadal bardzo interesujemy się tą rodziną i szczerze pragniemy aby dostąpili błogosławieństwa w Panu i chociaż odczuwamy trochę zniechęcenia w sprawie powiatu Gratiot, chętnie wspomożemy ich jako braci gdy będą chcieli pomocy.S2 12.1

    Na zgromadzeniach w Alma obecni byli bracia z St. Charles i Tittabawassee, w miejscowości Saginaw, którzy prosili aby ich odwiedzić. Nie planowaliśmy jechać do tej miejscowości w tym czasie, tylko do powiatu Tuskola, jeśli by się droga otworzyła. Dlatego że nie otrzymaliśmy wiadomości z Tuskola, zadecydowaliśmy odwiedzić Tittabawassee a w międzyczasie napisać do powiatu Tuskola aby zapytać czy jesteśmy tam potrzebni. Już milę przed Tittabawassee zostaliśmy zaskoczeni wiadomością iż wielki dom modlitwy, niedawno zbudowany przez naszych członków, został całkowicie zapełniony przez zachowujących sobotę. Bracia pokazali że są gotowi przyjąć nasze świadectwo i to nam sprawiło ogromną i odprężającą radość. Wielka i dobra praca została wykonana w tym miejscu przez wierne wysiłki brała Andrews. Nie obyło się bez gorzkiej opozycji i prześladowań lecz nagrodziło się to przez tych, którzy przyszli słuchać i wyglądało na to że nasza praca zrobiła dobre wrażenie na wszystkich. Brałam udział w jedenastu spotkaniach w tym właśnie miejscu w przeciągu tygodnia, kilka razy przemawiałam od jednej do dwóch godzin i uczestniczyłam także w innych nabożeństwach. Na jednym ze spotkań, usiłowano nakłonić niektórych, którzy zachowywali sabat, aby szli naprzód dźwigając swój krzyż. Dla większości obowiązkiem był chrzest. W ostatnim ze swoich widzeń, widziałam miejscowości gdzie prawda będzie głoszona i powstaną zbory, które będziemy odwiedzać. To, gdzie byliśmy, było jednym z takich miejsc. Odczuwałam dziwne zainteresowanie tymi ludźmi. Sprawy niektórych spośród nich wzbudziły we mnie ducha pracy, której nie potrafiłabym odrzucić. Pracowałam dla nich około trzech godzin, poważnie apelując do nich z uczuciem najgłębszej troski. Wszyscy wstąpili na drogę służby Bogu i wystąpili do przodu do modlitwy i prawie wszyscy przemawiali. Następnego dnia ochrzczono piętnastu.S2 12.2

    Każdy odwiedzający tych ludzi był pod wrażeniem z powodu cennej i wiernej pracy brata A. Jego praca jest wejściem w miejsca gdzie nie głoszono prawdy i mam nadzieję, że nasz lud zaprzestanie się wysilać by go odciągnąć od tego specyficznego dzieła. Może on iść naprzód w duchu pokory opierając się na ramieniu Bożym żeby wybawiać wiele dusz z mocy ciemności. Niechaj pozostaje błogosławieństwo Boże przy nim nadal.S2 13.1

    Wprawdzie nasza seria spotkań już się w tym miejscu zakończyła, brat Spooner z Tuskola przyjechał po nas abyśmy odwiedzili ten Stan. Poprzez niego wysłaliśmy w poniedziałek terminy spotkań i podążyliśmy za nim w czwartek po chrzcie. W Vassar nabożeństwo nasze odbyło się w sobotę i w niedzielę w miejscowej sali szkolnej. Było to miejsce gdzie można było przemawiać i widzieliśmy dobre owoce naszej pracy. Po południu pierwszego dnia przyszło około trzydziestu nieadwentystów wraz z dziećmi, którzy nie należeli do żadnych kościołów. Było to bardzo interesujące i pożyteczne nabożeństwo. Niektórzy przeszkadzali w sprawie, dla której chcieliśmy specjalnie pracować, lecz czasu było niewiele i wydawało się że odjedziemy niedokończywszy naszej pracy. Ale ponieważ wysłaliśmy terminy spotkań w St. Charles i Alma, byliśmy zmuszeni zakończyć naszą pracę w Vassar w poniedziałek.S2 13.2

    Tej nocy, to co widziałam w widzeniu, dotyczyło niektórych osób w miejscowości Tuskola. Ponownie widziałam we śnie, a przez to byłam jeszcze bardziej przekonana, że praca moja dla miejscowych ludzi nie była dokończona. Jednakże nie widziałam innego wyjścia jak tylko pojechać na nasze zgromadzenie. We wtorek przejechaliśmy trzydzieści dwie mile do St. Charles i zatrzymaliśmy się na noc u brata Griggs. Tu napisałam piętnaście stronic świadectw a wieczorem wzięłam udział w nabożeństwie. W środę rano zdecydowaliśmy się wrócić do Tuskol, jeśliby brat Andrews podjął się zorganizowania nabożeństwa w Alma. Zgodził się na to. Tego ranka napisałam jeszcze piętnaście stronic, następnie wzięłam udział w nabożeństwie, gdzie przemawiałam godzinę i odjechaliśmy trzydzieści trzy mile z bratem i siostrą Griggs do br. Spoonera w Tuskola. W czwartek rano pojechaliśmy do Watrousville oddalonego o szesnaście mil. Tam napisałam szesnaście stronic i brałam udział w nabożeństwie wieczornym, na którym do jednego z obecnych skierowałam bardzo celowe poselstwo. Następnego ranka napisałam dwanaście stron przed śniadaniem i wróciłam do Tuskola, gdzie napisałam następnych osiem stronic.S2 14.1

    W sabat przed południem przemawiał mój mąż a ja przez następne dwie godziny przed posiłkiem. Wtedy przerwano chwilowo zgromadzenie i trochę posiliłam się, po czym w dalszym ciągu zgromadzenia przemawiałam przez godzinę, niosąc celowe poselstwo kilku obecnym osobom. Świadectwa te przyjęto ogólnie w duchu pokory i wdzięczności. Jednak nie mogę stwierdzić czy wszystkie zostały przyjęte.S2 14.2

    Następnego dnia kiedy mieliśmy się udać do domu modlitwy aby zająć się codzienną wytężoną pracą, weszła jedna siostra, dla której miałam przygotowane świadectwo, że brakowało jej dyskrecji, przezorności, i że nie całkowicie panowała nad swoimi słowami i czynami, wraz z mężem okazała uczucie wielkiego “nieprzejednania i podniecenia”. Zaczęła mówić i płakać, trochę szemrała, coś wyznawała i poważnie się usprawiedliwiała. Źle zrozumiała wiele rzeczy jakie do niej stosowałam. Jej duma była dotknięta tym że uwydatniłam jej wady w tak publiczny sposób. W tym oczywiście leżał główny kłopot. Lecz dlaczego by ona miała to tak odczuwać? Bracia i siostry wiedzieli że sprawy tak się przedstawiają więc nie mówiłam im nic nowego. Ale nie wątpię że dla tej siostry było to coś nowego. Ona nie znała dobrze sama siebie i nie potrafiła właściwie ocenić swoich słów i czynów. To w pewnym stopniu odnosi się do wszystkich niemal członków, stąd konieczność rzetelnych przestróg w zborze i pielęgnowanie przez wszystkich jego członków miłości do jasnego światła.S2 14.3

    Mąż jej wydawał się być nieprzejednanym że objawiłam jej wady przed zborem i powiedział, że gdyby siostra White postępowała zgodnie ze wskazówkami danymi przez Pana z Mateusza 18,15-17, nie czułaby się urażona: “A jeźliby zgrzeszył przeciwko tobie brat twój, idź, strofuj go między tobą i onym samym: jeźli cię usłucha, pozyskałeś brata twego. Ale jeźli cię nie usłucha, przybierz do siebie jeszcze jednego albo dwóch, aby w uściech dwóch albo trzech świadków stanęło każde słowo. A jeźliby ich nie usłuchał powiedz zborowi, a jeźliby zboru nie usłuchał, niechci będzie jako poganin i celnik”.S2 15.1

    Mój mąż stwierdził że powinien zrozumieć iż te słowa Pana odnosiły się do przypadków osobistego naruszenia praw Bożych i niemożliwym jest zastosować je w przypadku tej siostry. Nie postąpiła tak wobec siostry White. Lecz to co zganiono publicznie, to złe i widoczne czyny, które zagrażają dobru zboru i jego prawdzie. Tutaj powiedział mój mąż: Do spraw, o które tutaj chodzi, stosuje się tekst: “A tych, którzy grzeszą, strofuj przed wszystkimi aby i drudzy bojaźń mieli”. 1 Tymoteusza 5,20 (BG).S2 15.2

    Ten brat przyznał się do swojego błędu po chrześcijańsku i wydawał się być pojednany w tej sprawie. Było to oczywiste że od nabożeństwa sobotniego popołudnia wiele spraw w zadziwiająco spotęgowany sposób źle rozumieli. Dlatego zaproponowano żeby odczytać im to pisane świadectwo. Kiedy to uczyniono, ta sama siostra, która została tak napomniana zapytała: “Czy to jest to co wczoraj powiedziałaś?” Odpowiedziałam: “tak”. Wydawało się że jest zaskoczona i zdziwiona pisanym świadectwem. Dałam jej to, nie pozostawiłam sobie kopii. I tutaj popełniłam błąd. Lecz czułam tyle sympatii do niej i jej męża oraz tak szczerą nadzieję ich dobra, że w tym przypadku odchyliłam się od wypróbowanego zwyczaju.S2 16.1

    Już się kończył czas nabożeństwa i śpieszyliśmy się przez półtora mili na oczekiwane nas następne zgromadzenie i możecie sami ocenić, czy ta poranna scena była stosowna i pomocna w skupieniu myśli i odwadze aby stanąć przed zgromadzeniem. Lecz kto myśli o takich sprawach? Może niektórzy okazują odrobinę litości podczas gdy inni ludzie podnieceni i obojętni, nie dbający o innych, przychodzą ze swoimi brzemionami i kłopotami na chwilę przed tym, kiedy mamy zabrać głos lub jesteśmy wyczerpani przemówieniem. Mimo to mój mąż zebrał całą swoją energię. Ja otrzymałam zaproszenie aby przemawiać po południu w nowym domu modlitwy — niedawno wybudowanym i poświęconym metodystom. Ten obszerny budynek był przepełniony i wiele ludzi musiało stać. Mówiłam swobodnie przez około półtorej godziny na temat pierwszych dwóch przykazań powtórzonych przez naszego Pana i zdziwiłam się słysząc że było to to samo o czym mówił kaznodzieja przed południem. On i jego wierni byli obecni aby usłyszeć poselstwo, które miałam do powiedzenia.S2 16.2

    Wieczorem mieliśmy cenne spotkanie u brata Spoonera z braćmi: Millerem, Hatchem, Haskellem i siostrami Harrison, Sturges, Bliss i Malin. Teraz byliśmy przekonani że nasza praca w miejscowości Tuscola była na razie skończona. Bardzo byliśmy zainteresowani tymi serdecznymi ludźmi ale obawialiśmy się że siostra, o której pisałam, dla której poświęciłam specjalne poselstwo, pozwoli, aby szatan użył ją za swoje narzędzie, powodując różne kłopoty. Miałam szczere pragnienie żeby zobaczyć sprawy we właściwym świetle. Kierunek, który obrała niszczył jej wpływ w zborze i poza nim, lecz gdyby obecnie przyjęła potrzebną jej przestrogę i z pokorą dążyła aby się w ten sposób nawrócić, zgromadzenie przyjęłoby ją ponownie do swego grona, ludzie by lepiej traktowali jej chrześcijaństwo. A co ważniejsze — mogłaby się cieszyć aprobującym uśmiechem jej drogiego Zbawiciela. Czy ona w pełni przyjmie poselstwo było tematem mego zmartwienia. Obawiałam się że zasmuci serca braci z tego powodu w tej miejscowości i tak się stało.S2 16.3

    Po powrocie do domu, wysłałam jej list z żądaniem zwrotu kopii świadectwa. 15. kwietnia otrzymałam list wysłany z Danii 11. kwietnia 1868 roku o następującej treści: “Siostro White, wasze pismo z 23. ubiegłego miesiąca mam pod ręką. Przykro mi ale nie mogę spełnić twojej prośby [wysłania kopii]”.S2 17.1

    Nadal będę żywiła serdeczne uczucia dla tej rodziny i będę szczęśliwa jeśli będę mogła im kiedykolwiek pomóc. Prawdą jest że takie traktowanie przez tych, dla których poświęcam swoje życie, rzuca cień smutku lecz moja droga jest tak wyraźnie wytyczona że nie mogę sobie pozwolić aby takie sprawy wstrzymywały mnie na mojej ścieżce obowiązku. Kiedy wracałam z poczty z powyższą kartką, czułam się przygnębiona na duchu, wzięłam do ręki Biblię i otworzyłam ją z modlitwą abym znalazła pocieszenie, oko moje spoczęło wprost na następujących słowach proroka: “Przetoż ty przepasz biodra swoje a wstawszy mów do nich wszystko co Ja tobie rozkazuję, nie bój się ich bym cię snać nie starł przed obliczem ich. Bo oto Ja postanawiam cię dziś miastem obronnem, i słupem żelaznym, i murem miedzianym przeciwko tej wszystkiej ziemi, przeciwko królom Judzkim, przeciwko książętom ich, przeciwko kapłanom ich, i przeciwko ludowi tej ziemi, którzy walczyć będą przeciwko tobie ale cię nie przemogą: bom Ja z tobą, mówi Pan, abym cię wybawił”. Jeremiasza 1,17-19 (BG).S2 17.2

    Powróciliśmy do domu z tej wielkiej podróży tuż przed wielkim deszczem, który zakończył się burzą śnieżną. Owa burza przeszkodziła nam zgromadzić się w następne nabożeństwo sobotnie i natychmiast zaczęłam przygotowywać materiał do świadectwa nr 14. W tym czasie mieliśmy przywilej zatroszczyć się o naszego brata King, którego zabraliśmy do naszego domu z ogromną raną głowy i twarzy. Zabraliśmy go do naszego domu aby zmarł, ponieważ byliśmy zdania że jest niemożliwym aby ktoś z takimi ranami rozbitej głowy i czaszki mógł powrócić do zdrowia. Lecz za pomocą opatrzności Bożej i delikatnym działaniem wody i bardzo oszczędnej diety póki nie minęła gorączka oraz dobrze wywietrzonemu pomieszczeniu, w tym samym tygodniu powrócił do swojego domu aby zająć się swoją pracą na roli. Nie przyjął ani kropli lekarstw od początku do końca, pomimo że bardzo osłabł przez dużą utratę krwi i oszczędną dietę. Kiedy mógł już więcej jeść, szybko powracał do zdrowia.S2 18.1

    Mniej więcej w tym czasie rozpoczęliśmy pracować dla naszych braci i przyjaciół w okolicy Greenville. Jak jest to w wielu miejscowościach — nasi bracia potrzebowali pomocy. Byli tacy, którzy przestrzegali sabatu chociaż nie należeli do zboru i również tacy, którzy zaniechali zachowywania sabatu. Także i oni potrzebowali pomocy. Odczuwaliśmy odpowiedzialność aby udzielić pomocy tym biednym duszom lecz poprzednie traktowanie jak również stanowisko członków kierujących zborem w stosunku do nich, prawie że uniemożliwiło dostęp do nich. W pracy nad błądzącymi niektórzy spośród naszych braci byli zbyt sztywnymi i wtrącali się do sprawy, a kiedy niektórych odsunięto i zlekceważono ich, powiedzieli: “Jak chcą niech odejdą”. Tego rodzaju brak czułości i cierpliwości okazywany przez rzekomych naśladowców Jezusa spowodował, że te biedne błądzące dusze, niedoświadczone i podsycane przez szatana z pewnością zruinowałyby się w wierze. Jakimkolwiek byłoby zło i grzechy błądzących, nasi bracia powinni się nauczyć okazywać nie tylko delikatność wielkiego Pasterza lecz również Jego ustawiczną troskę i miłość dla biednych i błądzących dusz. Nasi kaznodzieje pracują i wykładają tydzień za tygodniem i cieszą się kiedy dusze przyjmują prawdę, a przecież niektórzy bracia o zbyt pochopnym i szorstkim sposobie myślenia, są w stanie zniweczyć swą pracę w ciągu pięciu minut pozwalając sobie na takie słowa jak: “Więc jeśli chcą nas opuścić niech idą”.S2 18.2

    Okazało się że nie mogliśmy nic uczynić dla blisko nas rozrzuconych owiec dopóki nie naprawiliśmy błędów u wielu członków zboru. To oni byli powodem iż ci biedni ludzie błądzili. Nie poczuwali się do żadnej odpowiedzialności za nich. Właściwie wyglądało to tak jak gdyby dusze te były zamknięte same w sobie i jak gdyby umierały duchowo ze względu na brak duchowych doświadczeń. Stale miłowały dzieło i były ochotne go wspierać. Dobrze interesowały się sługami Bożymi. Lecz istniał dotkliwy brak troski o wdowy, sieroty i słabych ze stada. Poza zainteresowaniem w ogólnych celach, niewiele troski przejawiano o kogokolwiek, poza ich własnymi rodzinami. Mając tak wąskie poglądy religijne umierali duchowo.S2 19.1

    Byli i tacy, którzy przestrzegali sabatu, uczęszczali na nabożeństwa i systematycznie dawali dary a jednak byli poza zborem. I prawdą jest że nie byli gotowi by należeć do jakiegokolwiek kościoła. Podczas gdy niektórzy posiadający urzędy w zborze byli prawie zniechęceni, stało się niemożliwym, aby odzyskali moc Bożą i czynili lepiej. Kiedy rozpoczęliśmy pracować nad zborem i uczyć się jak dbać o błądzących, wielu, których widziałam w podobnych sytuacjach przypomniało mi i napisałam celowe poselstwo nie tylko dla tych, którzy daleko zbłądzili i byli poza zborem, lecz i dla “tych członków”, którzy bardzo się mylili nie szukając zbłąkanych owiec. Jeszcze nigdy nie byłam tak rozczarowana sposobem w jaki to poselstwo zostało przyjęte. Kiedy odczytano piętnujące poselstwo otwarcie tym którzy zbłądzili, przyjęli je i ze łzami wyznawali swe grzechy, lecz niektórzy z tych zborów, którzy twierdzili, że bardzo doceniają prawdę i świadectwa, nie mogli pogodzić się z myślą, że kiedykolwiek mogliby się mylić i być w błędzie wskazywanym im w świadectwach. Kiedy im powiedziano że są samolubni, zamknięci w sobie i w swoich rodzinach i nie dbali o innych, okazali się nieprzystępnymi, a drogie dusze pozostawili na zginienie. Znajdowali się w niebezpieczeństwie stania się wyniosłymi i usprawiedliwiającymi, wprowadzali stan wielkiego cienia i utrapienia.S2 19.2

    Lecz to doświadczenie było potrzebne aby się nauczyć wyrozumiałości dla innych w podobnym stanie doświadczenia. Jest wielu takich, którym się wydaje że nie zostaną wypróbowani przez świadectwa i nadal tak myślą że są próbowani. Wydaje im się to dziwnym że ktoś może wątpić. Są surowymi w stosunku do wątpiących, smagają ich okazując tym swoją gorliwość wobec świadectwa, tym którzy manifestują więcej samousprawiedliwienia niż pokory. Lecz gdy Pan napomina ich, okazują się być słabymi jak woda. Z trudem znoszą próbę. Te sprawy powinny ich nauczyć pokory i samoponiżenia, delikatności i miłości wobec błądzących.S2 20.1

    Wydaje mi się że Bóg daje błądzącym, słabym i drżącym, i nawet tym, którzy odstąpili od wiary, specjalne wezwanie, aby całkowicie weszli w stado. Ale mało jest takich w zborze, którzy to odczuwają i rozumieją. A jeszcze mniej jest takich, którzy stoją tam, gdzie mogliby pomóc innym błądzącym. Więcej jest takich, którzy stoją w drodze tym biednym skołatanym duszom. Bardzo wielu ma zbyt wymagającego ducha. Żądają aby przychodzili na pewnych warunkach zanim wyciągną do nich pomocną rękę. W ten sposób trzymają ich w pewnym dystansie od siebie. Nie nauczyli się tego że szczególnym ich obowiązkiem jest iść i szukać zgubionych owiec. Nie powinni czekać aż one przyjdą do nich. Przeczytajcie wzruszającą przypowieść o zgubionej owcy. “I przybliżali się do niego wszyscy celnicy i grzesznicy aby go słuchali. I szemrali faryzeusze i nauczeni w Piśmie mówiąc: Ten grzesznik przyjmuje i je z nimi. I powiedział im to podobieństwo mówiąc: Któryż z was człowiek gdyby miał sto owiec, a straciłby jednę z nich, izali nie zostawia onych dziewięćdziesięciu i dziewięciu na puszczy, a nie idzie za oną, która zginęła, ażby ją znalazł? A znalazłszy kładzie ją na ramiona swoje radując się. A przyszedłszy do domu zwołuje przyjaciół i sąsiadów mówiąc im: Radujcie się ze mną bom znalazł owcę, która była zginęła. Powiadam wam że taka będzie radość w niebie nad jednym grzesznikiem pokutującym, więcej niż nad dziewięćdziesiąt i dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują pokuty”. Łukasza 15,1-7 (BG).S2 20.2

    Faryzeusze szemrali między sobą i mówili: Jezus przyjmuje celników i grzeszników jedząc z nimi. W swojej zarozumiałości gardzili biednymi grzesznikami, którzy chętnie słuchali słów Jezusa. Aby zganić takiego ducha u zakonników i faryzeuszy i aby pozostawić odpowiednią lekcję dla wszystkich, Pan opowiedział o zgubionej owcy. Proszę zwrócić uwagę na następujące punkty:S2 21.1

    Pozostawiono tutaj dziewięćdziesiąt dziewięć owiec i pilnie szuka się jednej, zagubionej. Cały ten wysiłek skierowano na tą jedną nieszczęśliwą owcę. Tak powinno być w zborze wobec tych członków, którzy odeszli od owczarni Chrystusa. A jeśli daleko zabłądziły, nie czekaj aż powrócą zanim spróbujesz im pomóc lecz idź je poszukiwać. Kiedy odnaleziono zgubioną owcę, zaniesiono ją do domu, po czym nastąpiła jeszcze większa radość. Jest to obrazem błogosławieństwa i radości w pracy dla błądzących. Ten zbór, który zajmuje się taką pracą, jest szczęśliwym zborem. Ten mężczyzna czy kobieta, których dusza wypełniona jest współczuciem i miłością dla błądzących, i którzy pracują aby powróciły do wielkiego Pasterza, zajmują się błogosławioną pracą. I jakaż to myśl rozgrzewająca duszę, że kiedy jeden grzesznik zostaje nawrócony, jest więcej radości w niebie niż z powodu dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych ludzi. Samolubne nieprzystępne wymagające dusze, które jakby się bały takiej pracy dla błądzących, jakby się bały brudzić takimi duszami i służbą, nie są zdolnymi zakosztować takiej słodyczy pracy misjonarskiej, nie odczuwają błogosławieństwa, które napełnia całe niebo radością po ocaleniu jednego zbłąkanego. Są oni zamknięci w swoich ograniczonych poglądach i uczuciach, wysychają i stają się tak wysuszonymi i nie owocującymi jak góry Gielboe, na których nigdy nie było ani rosy ani deszczu. Jeśli zabierzemy silnemu pracę to człowiek ten staje się słaby. Ten zbór lub tacy członkowie, którzy zamykają się przed noszeniem brzemion innych, którzy zamykają się sami w sobie, wkrótce odczują drętwotę duchową. Praca ta utrzymuje silnego mężczyznę w sile. Praca ta to duchowa praca, trud i brzemię, jest ono tym co daje Chrystusowemu zborowi siłę.S2 21.2

    W sobotę i w niedzielę, to jest 18. i 19. kwietnia cieszyliśmy się udaną pracą misyjną w Grenville. Byli tam z nami bracia A. i B. Mój mąż udzielił chrztu ośmiu duszom. 25. i 26. byliśmy w zborze Wright. Ci drodzy ludzie zawsze nas chętnie przyjmowali i tutaj mój mąż ochrzcił osiem dusz.S2 22.1

    Drugiego maja spotkaliśmy się z dużym zgromadzeniem w domu nabożeństw w Monterey. Mój mąż przemawiał wyraźnie i przekonywująco o przypowieści zgubionej owcy. Słowa te były wielkim błogosławieństwem dla tych ludzi. Niektórzy już błądzili i byli poza zborem i nie mieli żadnego ducha misyjnego, który by im mógł pomóc. Właściwie to twarde i surowe nieczułe stanowisko niektórych powodowało uniemożliwienie powrotu tych ludzi do zboru, kiedy odczuwali tę ochotę powrotu. Temat dotknął serca wszystkich i wszyscy okazali ochotę wejścia na właściwą drogę. W niedzielę przemawialiśmy trzy razy w Allegan do licznego zgromadzenia. Również wysłaliśmy terminy zgromadzeń do Battle Creek na dziewiętnastego ale czuliśmy że nasza praca w Monterey dopiero co się zaczęła, zatem zdecydowaliśmy się tu powrócić aby jeszcze przez jeden tydzień głosić Słowo Boże. Dobra praca rozwijała się ponad nasze oczekiwania. Dom był zapełniony i nigdy przedtem nie byliśmy świadkami takiej pracy jak w Monterey w tak krótkim czasie. Pierwszego dnia na modlitwę przyszło pięćdziesięciu. Braci wzruszyła historia o zagubionej owcy i wyznali swoją oziębłość i znieczulenie, i zajęli właściwe stanowisko. Bracia G. T. Lay i S. Rummery wygłosili dobre poselstwo, które radośnie przyjęli ich bracia. Tutaj ochrzczono czternastu, z których jeden był w średnim wieku sprzeciwiający się wcześniej tej prawdzie. Dzieło rozwijało się z powagą, wyznawaniem i wielkim płaczem zwyciężając wszystko przed sobą. Tak zakończyła się wytężona praca konferencyjnego roku. Chociaż czuliśmy że to dobre dzieło w Monterey jeszcze nie jest zakończone. Zrobiliśmy przygotowania żeby powrócić do miejscowości Allegan na kilka tygodni.S2 22.2

    Miniona konferencja była bardzo głęboka i interesująca. Mój mąż ciężko pracował i był mu potrzebny odpoczynek. Nasza praca przez miniony rok była bardzo korzystnie oceniona przez ludzi a wobec nas na konferencji okazywano sympatię, czułą troskę i życzliwość. Cieszyliśmy się wielką wolnością rozstając się z radosnym wzajemnym zaufaniu i miłością.S2 23.1

    Larger font
    Smaller font
    Copy
    Print
    Contents